Oszczercza furia, z jaką do od dawna przygotowywanego ataku na św. Jana Pawła II rzuciła się zgraja resortowych dzieci z mediów o rodowodzie esbecko – bolszewickim przypomniała mi to, jak ich poprzednicy zareagowali na wyniesienie Polaka do godności ojca świętego.
Historię tę poznać możemy ze wspomnieniowych książek Romualda Spasowskiego, w 1982 roku zaocznie skazanego na śmierć PRL – owskiego dyplomaty. 16 października 1978, w związku z pełnieniem funkcji ambasadora w Waszyngtonie, uczestniczył w posiedzeniu Biura Politycznego KC PZPR, czyli najściślejszego gremium dzierżącego w Polsce władzę z sowieckiego nadania. Obecność na takich obradach kogokolwiek spoza najpierwszych w PRL-u ludzi Moskwy była wielką rzadkością. Spasowski wyróżnienia tego wówczas dostąpił po raz kolejny, w związku z zabiegami o kredyty od amerykańskich władz i banków. Wg jego wspomnień zasadą było, że na zamknięte obrady Biura Politycznego nigdy nie miał prawa wejść absolutnie nikt spoza tego grona, z wyjątkiem towarzyszy radzieckich czy ekspertów, doproszonych w drodze wyjątku. Kiedy więc 16 października 1978, żywiołową dyskusję przerwało nagłe otwarcie się drzwi wszyscy nie tylko natychmiast zamilkli, ale dosłownie wstrzymali oddech. W niespodziewanie otwierających się drzwiach stała osobista sekretarka Gierka. Wszystkim doskonale znana, ale wyglądająca tak, jak nigdy wcześniej. Blada jak mąka twarz wykrzywiona była wyrazem krańcowego przerażenia. Całą jej postacią targały jakieś drgawki. Nikt nie miał wątpliwości, że przyjść musiała z wiadomością o katastrofie absolutnie największej miary. Z późniejszych rozmów Spasowski dowiedział się, że większość członków Biura Politycznego była przekonana, że nie tylko właśnie wybuchła Trzecia Wojna Światowa, ale że chmara rakiet z głowicami nuklearnymi jest już tak blisko, że dla nikogo nie może być ratunku. Tymczasem sekretarka z trudem dobrnęła do Gierka a w grobowej ciszy, która wtedy zapanowała, dałoby się słyszeć nie tylko lot muchy, ale może i krok mrówki. To, co wyszeptała do ucha Gierkowi natychmiast zmieniło kolor jego twarzy, która też przyjęła wyraz, jakiego nikt nie widział nigdy wcześniej. Dłuższą chwilę trwało, nim Gierek zdołał z wydusić z siebie jakiekolwiek możliwe do zrozumienia słowa: „Towarzysze… Wojtyła… ten kardynał z Krakowa… papieżem został… na papieża go wybrali…” Odpowiedzią była przynajmniej minuta milczenia tak upiornego, jakby odbiorcom tej wiadomości dosłownie stanęła krew w żyłach. Nagle ciszę tę przerwał głośny krzyk Jana Szydlaka. Gmach KC PZPR słyszał w swej historii nieskończoną ilość wulgarnych słów, ale jego głośne słowo zaczynające się na literę „k” a kończące dodatkiem „mać!”, z mocno i przeciągle wyartykułowaną głoską „r” w środku nigdy nie zabrzmiało tu tak donośnie. Okrzyk ten okazał się być jakby hasłem do tego, by słowo to, w swej semantycznej warstwie oznaczające ładną i miłą, aczkolwiek niezbyt dobrze się prowadzącą dziewczynę, zostało teraz przez każdego wykrzyczane dziesiątki a nawet setki razy, najgłośniej jak się da, aż do całkowitego zdarcia strun głosowych. Wyrzucali je z siebie wszyscy, jedni biegali po sali obrad, inni walili pięściami w pulpity biurek. Olszowski wrzeszczał: „To my tu socjalizm budujemy a oni nam papieża w sam środek socjalizmu wp…lili!” Ktoś inny miotał się sapiąc i wyrzucając z siebie jęki: „średniowiecze, średniowiecze wraca…” Jedni rozwiązywali krawaty, inni uwalniali się od uścisku koszul nie rozpinając ich, lecz szarpnięciem powodując „wystrzał serii guzików”. Wśród ciągłych wrzasków królowało znane wszystkim niepochlebne słowo o ładnej dziewczynie. Jak wiadomo bowiem głoska przedniojęzykowa drżąca ma walor uspokajania nerwów i z tej właśnie przyczyny mocno zirytowani tak lubią używać słów z przeciągłym „rrr” w środku. 16 października 1978 sponiewierane, potargane i ciężko dyszące Biuro Polityczne KC PZPR uspokajać się zaczęło dopiero po godzinie. Takimi właśnie emocjami przywódcy polskich komunistów przyjęli wiadomość o nowym papieżu – Janie Pawle II.
Potężny duchem Polak do tego dysponujący umysłem absolutnie największego formatu był największym z problemów totalitarnego imperium sowieckiego, jaki się pojawił od początku bolszewickiej tyranii, zaprowadzanej w kolejnych krajach od roku 1917. Niemal natychmiast zaczęto w jego kierunku wysyłać morderców, przygotowywać kolejne zamachy i długofalową walkę propagandową. Czy więc jest cokolwiek dziwnego w tym, że następcy moskiewskich siepaczy dokonują dziś kolejnego ataku zemsty, mającego zniszczyć fundamenty nie tylko polskości, ale i całej naszej cywilizacji? Czy cokolwiek może dziwić w tym, że siły najgorszego zła ze wszystkich, jakie kiedykolwiek wykluły się w dziejach ludzkości, wcale nie zamierzają zakopać swego wojennego topora? Zło zawsze istniało, istnieje i liczyć się należy z tym, że długo jeszcze istnieć będzie. Nasi poprzednicy mierzyć się musieli z nie mniej ohydnymi jego wcieleniami. A to, czy ze złem tym zwyciężymy czy też mu ulegniemy – zależy tylko od nas samych.
Artur Adamski
artykuł pochodzi z serwisu: https://solidaryzm.eu/2023/03/17/jak-komunisci-witali-papieza-artur-adamski/