logo

Oddział Poznań

  • 1
  • 2
  • 3

Epoka lodowcowa

Pozostać ślepym i głuchym i niemym?
Światosław Karawańskyj

I

Koczujemy pod dnem góry
lodowej ni żywi
ani umarli.
Źrenica, co bezgranicznie mnie więzi,
nie zna granic w zadawaniu
tortur, od których śmierć
jest tak powolna
jak topnienie
zamarzniętego
na kość –

oceanu.

II

Nikt nie pamięta od ilu już lat
w tajnych promieniach czarnego oka,
którego martwa powieka to odsłania noc –
to zabija dzień – z tęsknoty do tlenu
światła i wybawiając się od wzajemnej
nienawiści, wzlatujemy –
rozbijając się
o atrapę nieba:

lodową
pięść.

Obłąkani alpiniści sumień
błądzimy w labiryncie z lodu,
a północny wiatr odmierza doby
i kroków rytm; miesiące i lata, jak grad zboże,
garbią nas w zaspy śniegu, pod którymi mróz spala
kości tych, co ciepłem własnych serc i ust
chcieli stopić gniotący,
miażdżący nas
góry

cios.

VI

Jak zamieć z czarnego granitu
kruków, wron i gawronów ławice

kamienują nas
spadając
z wysokiego
wichru:

i wyszarpują
na wysokość martwego światła
przeklętej gwiazdy –

oczy

VIII

Osadzeni między ruchomymi górami lodowymi
u ich podnóża zakładamy rodziny i osady,
i o zmierzchu czarnego świecidła zakładamy się
kto dożyje śmiercionośnego świtu.

X

Mijają lata.
Trwa samą siebie pożerająca zima.
Jak śmiercią sięgnąć –
śnieg.

Biały jak niegaszone wapno walec horyzontu,
granatowe szkło nieba, szklana wata chmur –

i miażdżone nimi krajobrazy:

iglaste lasy lodu
sumiennie popielące
powstańców sumienia;

zaspami popiołu zasypane
namioty nadziei,
w których kostnieje ostatnie słowo
wszystkich naszych modlitw.

XI

Pod okiem góry mściwości,
którego źrenica jest najwyższym
prawem
zrywamy paznokcie
i gdy wszechwidzącą obręcz przesłoni
na sekundę powieka najwyższego
zniecierpliwienia –

podpisujemy
na siebie wyrok
i wrzucamy w szparę
nieprzeniknionej źrenicy.

Nawet ta forma protestu pozostaje
bez odpowiedzi.

XIII

Kiedy bezgwiezdną nocą
rodzą się dzieci –
oddech ich połyka
Anioł Ciemności,
który tron ma
w lodowej źrenicy.

Karmione światłem zła
tak martwe są,
że nieśmiertelne
z nienawiści.

Oto z okruchów
ocalałej miłości
powstają przeciw nam

strażnicy
przekleństwa.

XIV

Tutaj trwa wciąż jedna pora roku:
rozpacz.

I choć gwiazdy spadają
jak głowy, co ciągną za sobą
ostatni łyk tchu zmieszany z krwią –
co przepala planetę
i spada jak kometa –
żadna z nich nie wskazuje,
gdzie i kiedy Słowo
staje się Ciałem.

I czy powstanie
z lodu.

XVI

Nocą
z wielu z nas wychodzą
ślepe zwierzęta
sumień.

Wokół oszalałych
zatrzaskuje się wielka,
przeźroczysta
bryła.

XX

Pieczęć nieruchomego asfaltu
na niebie i odwzorowany z niej
ogród planety:

karcer jak ocean ze smoły,
w którym zapadają się wszystkie
nadzieje i marzenia;

wszystkie
dzienne sprawy.

XXI

Zabić, zabić w sobie
obcy skowyt,
co ujarzmia –

Wypalić głos
ogłaszający ten
tamten świat:

zamknięci w Czarnej Kuli –
kiedy Ciebie
opuściliśmy?

Ojcze.