logo

Oddział Poznań

  • 1
  • 2
  • 3

Angelbertus

(IX wiek (841-843) wojny karolińskie; łacina ‘karolińska’)

Brzask poranka zerwie więzy; groźne pęta duchów złych.
Biada! nie żertwę szabatu; zbrodnię szatana - dzień czci!
Bies i kłamca łamie pokój; braci serca kłami rwie.

Bij! - wrzeszczą zewsząd; runęła w ciżbę ciał okrutna rzeź,
Brat brutalnie brata rąbie; i siostrzeńca siecze stryj,
Syn nie ojca czci, lecz śmierć śle; toczy z gardła jego krew.

Żadna dotąd walka wojów nie zhańbiła szlachty tak,
Chrystus serce znowu oddał, i przebodli bracia Go,
w Cerbera gardziel ciecze krew; w ogień leci dusz stąd rój.

Skrzydła wszechpotężne Boga, Lotarowi dały broń,
Niezwyciężony w polu on, prawicą mężnie bił, ciął -
Woje gdyby ten żar mieli, król zwycięstwo miałby już.

Jak Jezusa Judasz na krzyż pocałunkiem wydał złym,
Tak Ciebie Królu dobry mój, diukowie zdradzili dziś,
Baranku biegnący przed Złem, wilkom nie daj z dłoni jeść.

Fonataneto wodą zrasza wieś i pola, łąki swe,
Teraz w krwi zanurza Franków, ród upada, ginie świat,
grozą rażą pola, lasy; krwawe bagna zatraty.

Błoni tych niech Niebo dotknie, by już ścichły wrzaski krwi,
tutaj padli najmężniejsi, moc ciemności zżera ich,
łzami opatrzyły matki; córki, żony umrzeć chcą.

Którą opisałem wierszem, braci zbrojnych dziką rzeź,
Angelbertus, ocalałem, walcząc ramię w ramię tu,
Takoż stoję, ja, sierota, sam uszedłszy spośród zwłok.

Spamiętałem dno doliny i z gór nad nią wielki cień,
Mężnie w niej swych wrogów gromił Lotar król na czele wojsk,
Bił, bryzgały wody płytkie, upadł w nie niejeden mąż.

Korona króla Karola i brata Ludwika płaszcz,
płaczą nad polami trupów, rozrzuconych w bieli szat,
jako osiadał jesienią żurawi, bocianów klucz.

Rzeź nie godna jest pochwały, ni też jej nie uczci pieśń,
wschód, południe, zachód, północ, niechaj zgaszą zorze swe;
i niech płaczą wody Nieba, oceany z żalu schną.

Hańby ów dzień hadesowy, w mrokach niechaj jego tkwi,
niech zamilkną wszelkie dzwony, nie ma bowiem go wśród gwiazd,
a blask słońca jako księżyc niech ze wstydu rzuca mrok.

O nocy sądu złej śmierci, sumienia szarpiąca wciąż,
O nocy zgrzytania zębów i płaczu, płonących żył.
z niepogrzebanymi ziemia zapada się jak grób: mrze.

Co za żałość, co za łkanie; śmierć obnaża nagą śmierć,
Oczy wilków, sępy, kruki pożerają żywych dech.
Grozą rażą oczodoły, w których przemknął węża syk.

Nie! nie spiszę dalej żalu, ni lamentu[!] miazgi [!]serc,
Śluby życia śmierć niweczy, każdy niech powstrzyma łzy!
Pan odrodzi ich w modlitwie. Módlmy się u Nieba bram.

 

Tłumaczenie:
Tadeusz Żukowski
Tomasz Jasiński

(11.10.2015; Kórnik)

Powrót