Na szczycie świerku przysiadła sroka –
bez prób i przymierzania,
w połowie lotu między zagajnikiem
akacji a nową aleją ławek:
wyczesuje czarnym dziobem
piórka na białym brzuszku,
rozkłada i składa skrzydła,
porusza różdżką
szpiczastego ogonka.
O, być takim cyrkowcem!
Utrzymać się przez kwadrans
na iglastym patyku – bez braw,
laurów, popisywania się przed stadem –
w samotnej drodze po kilka okruchów
rzuconych na ścieżkę.