logo

Oddział Poznań

  • 1
  • 2
  • 3

Filipek Włodzimierz

Polonista, twórca i pierwszy redaktor naczelny Czasu od 1984 – 1987; m.in. autor lub współautor wywiadów Czasu, współredaktor biuletynu SW i Komentarza, wykładowca historii kultury ASP w Poznaniu, publicysta.
Zmarł nagle 23 listopada 2005 roku.

 

Pożegnania

WŁODEK FILIPEK, bliski przyjaciel dla tak wielu, odszedł nagle, nocą 23 listopada, w godzinie pracy. Przyjaźniliśmy się ćwierć wieku, szmat czasu. Wiele razy zaskakiwał nas niekonwencjonalnym zachowaniem, ale na taki obrót spraw nie byliśmy przygotowani. Zupełnie. Bo czy godzi się odejść tak nieoczekiwanie, w środku trwającej tyle lat rozmowy? Kiedy tyle słów pozostało jeszcze niewypowiedzianych, tyle zdań niedokończonych?

Miał piękny, niepokorny umysł, krytyczny wobec sądów i zdań przez wielu uważanych za oczywiste czy niepodlegające dyskusji. I miał dobre serce, rozumiejące, otwarte. Łączył w sobie cechy z pozoru sprzeczne. Błyskotliwy, nie stroniący od ironii polemista, twardo broniący swoich racji, umiał nie tylko uznać racje cudze, ale i nierzadko zweryfikować własne. Był wspaniałym kompanem do zabawy i niezastąpionym rozmówcą na tematy trudne, bolesne, głęboko osobiste. Czasem poszukiwał w nas wsparcia, ale może jeszcze częściej starał się nam go udzielać. Sam niewierzący, religijność i metafizyczne poszukiwania innych przyjmował z życzliwym zainteresowaniem. Wyczulony na tragizm i ironię życia, tym mocniej doceniał jego urodę, miał w sobie wiele pogody i zaprawionego cierpkim humorem optymizmu. Lubił dowcipy, żarty, efektowne bon moty.

Przeszedł drogę człowieka prawdziwie odważnego, w czasach, gdy odwaga była cechą niebezpieczną i niecodzienną. Współpracował z KOR-em, tworzył Studencki Komitet Solidarności, potem „solidarnościową” Wszechnicę Robotniczą. W latach stanu wojennego założył podziemny „Czas”, jedno z najlepszych pism niezależnych lat 80., redagował gazetę Solidarności Walczącej. Poznał wiele aresztów, siedem miesięcy spędził po 13 grudnia w obozie internowania w Gębarzewie. A nie jest to pełna lista dokonań Włodka. Jednak to był piękny czas, nasz „gwiezdny czas”, jak by powiedział Jacek Kuroń. Duchowo byliśmy wtedy przecież wolni. I byliśmy też dłużnikami Jego entuzjazmu, zapału, także Jego namiętnej potrzeby życia całym sobą. Prawda, czasem nas irytował, ale pokochaliśmy tego tak niespokojnego i niepospolitego ducha.

W wolnej Polsce wiele spraw Go drażniło i męczyło: brutalność i brak odpowiedzialności za słowo w życiu publicznym, przejawy nietolerancji i antysemityzmu, ksenofobiczny „patriotyzm”... Nie należał bodaj do żadnej partii, bo chyba trudno by Mu było pogodzić potrzebę indywidualizmu z regułami partyjnych układów i kompromisów. Kibicował różnym partiom, ale nigdy tym, które w imię władzy chciały ograniczać swobodę obywateli i wolność słowa.

Szukał nowych wyzwań przez całe życie, pracował w tak wielu miejscach i zawodach... Polonista z wykształcenia, łączył profesję historyka-badacza przeszłości z pasją reportażysty i dziennikarza. Publikował w wielu czasopismach, wykładał na poznańskiej ASP. Wielka szkoda, że pisana przez Niego księga o frankistach, ludziach z pogranicza polsko- żydowskiego, pozostanie niedokończona. Temat losów polskich Żydów interesował Go od dawna, głęboko, osobiście. Zawsze ciekawy świata, odczuwał nieposkromioną potrzebę poznawania nowych ludzi, otwarty na ich osobowość, poglądy, odmienność. Kochał życie. I jak na tak krótki czas, jaki został Mu dany, przeżył wiele.

Teraz, w dniach żalu i bólu, w naszym życiu, w życiu wielu Jego przyjaciół, przerwany został serdeczny wątek. Bez Włodka nasz świat będzie mniej dobry i piękny.

Włodku, Przyjacielu Drogi, trudno uwierzyć, że Cię nie ma. Żegnaj. Do zobaczenia.

Ola Bessert
Jurek Fiećko

Tekst pożegnania opublikowanego w „Gazecie Wyborczej” 26.11.2005 r., w dniu pogrzebu Włodka Filipka.

 

POŻEGNANIE

15 lat temu Włodek Filipek podarował mi książkę. W dedykacji napisał, że była to książka jego dzieciństwa, ale potem nigdy już do niej nie zajrzał. Myślę jednak, że książkę tę odczytywał wciąż na nowo do ostatniej sekundy swojego życia.

Był najbardziej „prawdziwym” człowiekiem, jakiego poznałam. Nie udawał kogoś, kim nie jest. Żył tak, jak dyktowało mu Serce. Często pod prąd. Kiedy inni milczeli – mówił. Kiedy uważał, że trzeba coś zrobić – działał. Czasami był w tym osamotniony, ale nie przypominam sobie, by kiedykolwiek zachował się koniunkturalnie. Mówił to, co myślał, i nie trzeba było szukać w jego słowach drugiego dna. Miał odwagę i potrafił nazywać rzeczy po imieniu. Miał silny, wewnętrzny kompas.

Na ludzi też patrzył Sercem, więc widział ich dobrze. Widział wyłącznie to, kim naprawdę są – to, co posiadają, w ogóle go nie interesowało. Nie trwonił swojej energii na rzeczy powierzchowne. A przecież energią tryskał.

Był człowiekiem żarliwym, gorącym – nigdy letnim. Ta wewnętrzna temperatura nie ułatwiała mu życia. Nie umiał iść na układy, bawić się w dyplomację, popadał w konflikty, bo drażniła go głupota i małostkowość. Nie mógł znieść, gdy komuś działa się krzywda. Angażował się po stronie słabszych i pozostających w mniejszości. I cokolwiek robił – robił to całym sobą, wkładał w to całe Serce. Są ludzie, tacy jak ja, którzy wiele mu zawdzięczają w drobnych sprawach codziennego życia. Są i tacy, którzy niejedno mu zawdzięczają w sprawach wielkich.

Długo szukał swojego miejsca i były to poszukiwania burzliwe. Ale w nich nie ustawał. Wciąż się nad sobą zastanawiał i nad sobą pracował. Pragnął zmieniać się na lepsze i porządkować swój wewnętrzny świat. Mam wrażenie, że w ostatnich latach to miejsce znalazł. I w jego życiu zagościł większy spokój.

Obcowanie z Włodkiem było dla mnie źródłem nieustannej inspiracji – osobistej, zawodowej i społecznej.

Wielogodzinne rozmowy, nigdy nudne. Rozmowy zawsze „o czymś”. On tak szybko i nieschematycznie myślał! I nie trzeba było kończyć zdania, bo w lot wypowiedzianą myśl chwytał. I niczego tłumaczyć, – bo rozumiał. I tak chętnie wszystkim się dzielił – ogromną wiedzą, czasem, słowem i słuchaniem. Nieraz myślę, że więcej dawał światu, niż od niego dostawał.

Tak, Włodek swojego Serca nie oszczędzał. I w nocy z 22 na 23 listopada to przepracowane serce nagle się zatrzymało...

Włodek umarł z miłości do życia.

Czuję ogromny, ogromny żal, że już go tu nie zobaczę. Ale od tego czasu jeszcze większa jest wdzięczność za nasze spotkanie – Włodek wniósł w moje życie tak wiele, że przede wszystkim chcę powiedzieć „Dziękuję”.

Paulina Suszka

Książka, którą przed laty dostałam w prezencie, leży na stole obok mnie: Edward de Amicis „Serce”.